wtorek, 7 września 2010

Kończy się bardzo trudne 1,5 miesiąca. Nareszcie!

Już chyba wszyscy wiedzą, że moje życie się zmieniło.
I że nadal będzie się zmieniać ( (chciałabym się przeprowadzić jak najszybciej).
Nie będę liczyć dni, wyznaczać dat i sztywnych terminów, co i kiedy się stało.
To nie ma najmniejszego sensu, bo zmiany zachodziły etapami, które jeszcze trwają, zaczynają się nowe i trwać będą.
Próbując to usystematyzować (nie wiem, po co, ale ja tak mam...), to szło to mniej więcej jakoś tak:
1. było źle, ale nikt się tym specjalnie nie przejmował i nie zwracał na to uwagi;
2. wizyta pewnej niepozornej osóbki (w połączeniu z wieczorami spędzanymi w samotności) spowodowała, że dotarło do mnie - coś jest, kurczę, nie tak, a tak jak jest - nie podoba mi się;
3. dotarło do mnie - ja naprawdę nie chcę żyć tak, jak do tej pory, a na zmianę naprawdę nie ma co liczyć;
4. moja angina jeszcze bardziej uwypukliła bezsens sytuacji i umocniła mnie w myśli "ja tak nie chcę!";
5. choroba przeszkodziła w pewnym zaplanowanym spotkaniu - zaowocowało to złapaniem kontaktu via SMS, a kontakt ten spowodował, że:
6. niewinny spacer zmienił się w nieoficjalną, spontaniczną randkę;
7. nieoficjalna randka doprowadziła do emocjonującego spotkania, które przyspieszyło podjęcie przeze mnie ostatecznej decyzji i dodało mi odwagi do wykonania bardzo ważnego kroku;
8. krok został dokonany - długim spacerem i próbą wytłumaczenia, dlaczego tak, a nie inaczej, zakończyłam oficjalnie prawie 5-letni etap mojego życia;
9. prośby, groźby, błagania, płacz i szantaże - zaczęły się około tydzień później i trwały kolejny tydzień;
10. po wstępnym krytykowaniu wszystkich moich decyzji, działań, mojego zachowania i osób, którymi się otaczam, nastąpiła cisza, wstępne zrozumienie sytuacji, wycofanie się, próba zaakceptowania takiego stanu rzeczy;
11. a ja? a ja robię swoje - coraz głębiej idę w kierunku, który wybrałam...

Nie wiem, dokąd mnie ta droga zaprowadzi.
To nie ma w tej chwili najmniejszego znaczenia.
Idę przed siebie i tego zamierzam się trzymać.
To było bardzo trudne 1,5 miesiąca. Wyczerpało mnie fizycznie i psychicznie.
Czuję, że teraz wszystko się normuje, uspokaja i prostuje.
Były takie dni, kiedy miałam tego wszystkiego dosyć, chciałam rzucić wszystko i wszystkich do kąta i mieć to wszystko po prostu gdzieś.

Ale nie żałuję!

1 komentarz:

  1. Czasami decyzje podejmują się same. Za nas. Tak powiedziałem kiedyś jednej zjawie. Zniknęła.
    A dziś wraca. Tak samo straszna choć już nie tak piękna...

    OdpowiedzUsuń