piątek, 31 grudnia 2010

Podsumowanie roku 2010

Wszyscy to robią. Spróbuję i ja...

To nie był dobry rok.

Sama nie wiem, od czego zacząć...

Uczelnia.
Posypało się. 
Jeszcze miesiąc temu wszystko wyglądało "normalnie" - był idealny plan zlikwidowania zaległości, zaczęłam kombinować z pracą inżynierską (pogodzona z faktem, że nie oddam jej w terminie i magisterkę rozpocznę później), wszystko szło do przodu.
W tej chwili wszystko wzięło w łeb przez jednego profesora.
Od marca powtarzam VI semestr, wszystko o rok się przedłuży...
A teraz? Sama nie wiem, co ze sobą zrobić...

Przyjaźnie.
Niewiele już ich pozostało.
Patrycja w tym roku wyszła za mąż. Siłą rzeczy nasze relacje już nigdy nie będą takie, jak wcześniej.
Z Natalią (mieszkałam z nią 3 lata) kontakt jest minimalny. Owszem, spędzamy dzisiejszą noc razem na imprezie, ale okazuje się, że ciężko utrzymywać kontakt, gdy nie mieszka się już razem. SMSy i GG to naprawdę nie to samo...
Pewna osóbka okazuje się z każdym dniem być kimś, kto nie zasługuje na jakąkolwiek przyjaźń i pomoc - wszystkim, co robi pokazuje swój fałsz i kompletny brak myślenia o tych, których nazywa przyjaciółmi....
Pozostałych kontaktów po prostu nie ma. Nie ma o czym pisać.

Miłość.
Największa porażka tego roku. Porażka z mojej strony. Zawiodłam.
Sama nie wiem, czego szukałam. Akceptacji? Uwielbienia? Potwierdzenia atrakcyjności?
Wszystko, czego mi brakowało, można było "odzyskać" po prostu rozmawiając...
Podjęłam najgorsze możliwe decyzje. Wszystkich tych wyborów się wstydzę i chciałabym cofnąć czas.
Bardzo szkoda, że jestem mądra po szkodzie.
Liczyłam, że zmiany, których się podjęłam, są słuszne, że będę szczęśliwa, że tak będzie dobrze.
Sparzyłam się, nie udało mi się osiągnąć tego, na czym mi zależało.
Teraz, gdy patrzę na to wszystko już z perspektywy, widzę każdy mój błąd, każdy moment, który teraz umiałabym zmienić.
Najgorsze jest to, że nikomu ta zmiana nie wyszła na dobre.
Dla każdej ze stron był to po prostu przykry epizod.
Próbuję teraz wszystko odwrócić, odzyskać uczucie, które odtrąciłam.
Czy mi się uda?
Próbujemy...

Coś pozytywnego?
W wakacje się przeprowadziłam.
Czy mieszkanie w tym konkretnie miejscu to dobry pomysł i czy mimo dotychczasowych porażek zmiana miejsca wyjdzie mi na dobre - tego nie wiem.
Wiem, że dobrze mi się tu mieszka. Jest cicho, ciepło, przytulnie, po mojemu...
Oby tak zostało! :)
Tuż przed świętami wzięłam się też za decoupage (co widać na blogu) i choć nie jest perfekcyjnie, to nieźle mi to wychodzi. Trochę kosztem koralików, ale chciałabym się tym nadal zajmować.

W dalszym zagłębianiu się nie widzę sensu.
Tu i tak (prawie) nikt nie zagląda i nie czyta tych bzdur. ;)
Rok był zły. Wiele rzeczy nie wyszło, chciałabym poprawić, nie jestem z nich zadowolona.
Parę drobiazgów udało się osiągnąć.
Nic poza tym.

Czego życzę sobie i wszystkim innym?
Wytrwałości w tym, co się robi; spokoju - osobiście wolę, gdy nic się nie dzieje, bo to znaczy, że nie dzieje się źle; odrobiny szczęścia, które przydaje się w wielu zaskakujących sytuacjach; życzliwych ludzi napotykanych "po drodze", bo wtedy wszystko przychodzi łatwiej; siły, by chciało się iść do przodu mimo przeciwności losu; miłości, bo dodaje życiu barw; cierpliwości, bo irytacja w niczym nie pomaga; konsekwencji i regularności we wszystkim, co się robi.

Oby rok 2011 był lepszy od 2010.

środa, 29 grudnia 2010

"za głupia dla mądrych..."

Tak się wszystko pokiełbasiło, że aż uwierzyć nie mogę.
Chciałam ogarnąć cały swój świat, uporządkować, ułożyć, a mam wrażenie coraz większego chaosu i niedopasowania.
Próbuję znaleźć swoje miejsce w świecie.
Uspokoić serduszko.
Jednak okazuje się, że trudno mi przychodzi trafić w otoczenie.
Odnoszę wrażenie, że moje żarty nikogo nie śmieszą, a moje narzekania/problemy itp. tylko wszystkich drażnią. 
Że już zupełnie nie jestem tym człowiekiem, którym byłam.
Ciągle wydaje mi się, że jestem ciekawa, interesująca, że mam coś ciekawego do powiedzenia, że można mnie słuchać z jakąś tam przyjemnością.
Rzeczywistość okazuje się być jednak zupełnie inna.

Albo ja mam aż takie wymagania względem siebie...?

Hey - "Cudzoziemka w kraju kobiet"


Za mądra dla głupich / A dla mądrych zbyt głupia / 
Zbyt ładna dla brzydkich / A dla ładnych za brzydka / 
Za gruba dla chudych / A dla grubych za chuda

Za łatwa dla trudnych / A dla łatwych za trudna / 
Zbyt czysta dla brudnych / A dla czystych za brudna / 
Zbyt szczecińska dla Warszawy / A dla Szczecina zbyt warszawska

Spróbuj się domyślić gdzie to mam / No gdzie?

Dokładnie tam / Właśnie tam / Pan wygrał bon / A pani fiat

niedziela, 26 grudnia 2010

Kolejne rameczki + trochę o Świętach

 Przygotowałam kolejną porcję ramek.
Tym razem tylko 3 (zapas nieozdobionych ramek się skończył - czas wybrać się do IKEI ;)) 
i tym razem dla kogoś zupełnie innego - dla mojej psiapsióły Pati!
Wraz z mężem ukończyła remont swojego nowego gniazdka i uznałam, że na dobry początek obdaruję ich tymi rameczkami. Prezent skromny, ale z widokami na powiększenie zestawu - o ile przypadnie im to do gustu.
Wybieram się do nich w poniedziałek po południu, by obejrzeć mieszkanko, odebrać zdjęcia z wesela (nareszcie!) i pogadać (w końcu!).

 Więcej zdjęć [TUTAJ]

Święta są już w połowie, właściwie mogę powiedzieć, że już się kończą, bo...
jutrzejszy dzień minie błyskawicznie - przyjedzie siostra z mężem i dziećmi, zostaną do poniedziałku.
Będę miała pełne ręce roboty, by zadowolić tę małą, szalona dwójkę - każde chce się ze mną bawić w co innego. :)
Będzie wesoło i jest minimalna szansa, że uda mi się porozmawiać z siostrą, gdy dzieci pójdą już spać - a takie chwile zdarzają się stanowczo za rzadko!!

I poza tym, że ostatnio znów (za)dużo myślę, to nic poza tym...
Życie się toczy i sama nie wiem, dokąd się dotoczy...
Dobranoc.

środa, 22 grudnia 2010

Moje kolorowe rameczki :)

Udało się, skończyłam!
Zrobiłam 12 ramek metodą decoupage dla Mamy na Święta.
Włożyłam w to sporo pracy, czasu i serca. W pewnym momencie stwierdziłam, że porwałam się z motyką na słońce i nie dam rady, a jednak... :)
Mama wykazała się zrozumieniem i nie wołała mnie co chwilę do pomocy oraz przystała na bezwzględny zakaz wchodzenia do mojego pokoju.
Jutro będę mogła już sprzątać i przedświątecznie szaleć na maksa :)


Więcej zdjęć [TUTAJ]


Mam nadzieję, że Mamie się spodobają! :)

sobota, 18 grudnia 2010

Wszystko w życiu się zmienia...

Który raz już to piszę...?
Kolejny.

Te ponad 4 miesiące temu oczekiwałam cudu.
Zmiany calusieńkiego życia - na lepsze, piękniejsze, szczęśliwsze.
No i życie pokazało się z najlepszej strony ;)

Niestety związek, w który zaangażowałam się z całej siły, to nie było to, czego oczekiwałam.
Podejmując tamte decyzje, w tamtym czasie, nie sądziłam, że tak bardzo się mylę.
Próbuję to wszystko teraz pozbierać, ale strasznie trudno naprawia się takie rzeczy...
Nie tak łatwo odbudować zaufanie u drugiej osoby.

Ale mam w głowie myśl, że
tak miało być...

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Tymczasem zbliżają się uwielbiane przez wszystkich Święta Bożego Narodzenia i wspaniały czas obdarowywania się podarunkami!
Wykorzystałam tę okazję, by spróbować czegoś, co podoba mi się od bardzo, bardzo dawna, ale nie miałam odwagi się za to wziąć.
Decoupage.

Poniższą skrzyneczkę zrobiłam dla mojej siostry Kasi.
Mam wielką nadzieję, że się jej spodoba :)


Więcej zdjęć [TUTAJ]

środa, 10 listopada 2010

Nowe znaczenie + Lena :)

Ostatnie miesiące bardzo mnie zmieniły.
Sama nie umiem określić, jakie to zmiany i jaki jest ich kierunek, ale czuję je całą sobą.
Nie cieszę się z nich aż tak bardzo, trochę się boję.
Ale - co ma być, to będzie,
a będzie dobrze - bo MUSI!

Najbardziej te zmiany widoczne są w moim postrzeganiu muzyki.
Właściwie wiele się nie zmieniło, moja playlista jest [prawie] identyczna -
nic nie zniknęło, pojawiło się tylko kilka nowych.
To raczej niewielka zmiana.
Chodzi bardziej o to, że do części piosenek podchodzę bardziej emocjonalnie, budzą one nowe uczucia, nowe myśli, nowe przemyślenia, powodują czasem nowy ból.
Dużo ostatnio o wszystkim myślę. Za często włącza się rozum.
Najdziwniejsze jest to, że sam rozum nie umie wydać jednoznacznego werdyktu i waha się straszliwie.
Mam sporo sobie do zarzucenia, czuję się bardzo winna wszystkiemu.
No, ale ni o tym miałam pisać :)

Muzyka powoduje, że myślę o tym, co zaszło.
Jednak summa summarum ostatecznie i tak dochodzę do wniosku, że dobrze się stało i dobrze jest jak jest.
Poza tym - moje serce zaczęło głupieć na maksa, tak pozytywnie :)
Ciągle chcę się z Nim widzieć, spędzać czas, gadać godzinami w środku nocy, śmiać się z nim, żartować, przytulać, całować... Wszystko!
Otworzyłam się.

Na koniec chciałam podzielić się muzyką, która ostatnio dodaje mi energii :)
Są to aż 3 utwory tej samej piosenkarki.

Lena, zwyciężczyni Eurowizji 2010 :)
Podoba mi się jej głos, jej akcent (jest Niemką), muzyka, energia...! :D

"Satelitte"

"You can't stop me"

"Not following"

niedziela, 17 października 2010

Troszeczkę wspomnień :)

Od ślubu i wesela (i poprawin) Pati & Bartka minęło już sporo czasu (ślub odbył się 28. sierpnia),
a tych kilka zdjęć, które zrobiliśmy z Kubą w dniu poprawin, nadal czeka na publikację.
Niestety zdjęć ze ślubu i wesela, które robiła pani fotograf jeszcze nie dostałam, ale obiecuję je tu wrzucić :)
Obiecuję również umieścić zdjęcia mojego pokoju, który nadal nie jest "skończony" - nigdy nie mam czasu, by zrobić wszystko to, co mam zamiar, by moje gniazdko było jeszcze przytulniejsze :)

Uwielbiam Garbusy! Od dawna marzę, by takowe autko zakupić.
W dniu poprawin okazało się, że niebieski stwór, którego pokażę poniżej, jest własnością Pati i Bartka!
Nie mogłam oprzeć się pokusie i obfotografowałam to cudeńko... :)

  




A to już jestem ja. Pokracznie wyszłam, ale i tak te zdjęcia bardzo mi się podobają! :)


A tu widać w całej krasie sukienkę przecudnej urody kupioną w Jeleniej Górze :)


































Sukienka dwuwarstwowa - Tara (jeleniogórska firma sprowadzająca sukienki z Francji)
Buty - Maciejka (zakupione w Jarocinie; fantastycznie wygodne! Przetańczyłam w nich całe wesele, a nogi na poprawinach nadal chciały i mogły tańczyć! :))
Biżu - handmade (pokażę kiedyś cały komplet :))

niedziela, 10 października 2010

Rodzinny weekend :)

Dziś [10.10.] moja Mama obchodzi urodziny.
W sobotę miała przyjechać moja siostra z mężem i dziećmi (nie widziałam się z nimi od sierpnia!).
Mnie miało nie być, bo wczoraj miała się odbyć parapetówka w moim poprzednim mieszkaniu i urodzinową Mamę miałam odwiedzić w przyszłym tygodniu.

Jednak w środę się okazało, że Parapetówka została przełożona na przyszły weekend! :) 
W związku z czym w piątek popołudniu spakowałam się i wyruszyłam w podróż do domu w kompletnej tajemnicy...
Mama nie mogła uwierzyć i nacieszyć się z mojego przyjazdu :)
Wieczorem pomogłam jej w kuchni, a w sobotę od rana sprzątałyśmy przed przyjazdem gości i przygotowywałyśmy resztę pyszności :)
Dzieci i siostra bardzo się ucieszyli z mojej obecności.
Sobotnie popołudnie było wyjątkowe, sympatyczne, wesołe i ciut inne od wszystkich - po raz pierwszy odkąd w naszej rodzinie są dzieci uwielbiające się bawić z Ciocą, mogłam porozmawiać z siostrą i szwagrem.
Zawsze byłam kradziona - najpierw przez Asię, teraz dodatkowo przez Jasia, i nie oddawana do czasu wyjazdu.
Niestety nie zrobiłam żadnych zdjęć, bo na to już nie wystarczyło czasu ;)
[Nie mogę się już doczekać, aż mój komputerek zacznie działać i okaże się, że wszystko pięknie działa...]
Było fantastycznie, a była tak Mama strasznie wdzięczna za pomoc, że w nocy, przed snem, przyniosła mi kawałek ciasta. :)
Za dwa tygodnie Asia będzie obchodziła 8. urodzinki i wtedy to my pojedziemy do Kamienia (pod Kalisz), by świętować kolejny roczek mojego Aniołka. :)

Wszystkiego najlepszego, Mamo! :)

niedziela, 3 października 2010

Październik nadszedł tak znienacka...


Jutro zaczynam nowy semestr.
Choć, muszę się przyznać, że mam spore zaległości jeszcze sprzed roku... 

Od czwartku jesteśmy w mieszkaniu wszystkie trzy.
Jest śmiesznie, wesoło, pozytywnie.

Ale... nadal się alienuję.
Większość czasu spędzam w moim pokoju.
Robię cokolwiek, oczywiście nic konkretnego, czy potrzebnego...
Od wczoraj robię zeszyt z przepisami.
Nic nadzwyczajnego!
Ot - wycinam dokładnie przepisy z różnych gazet i wklejam do zeszytu.
Pewnie można by to zrobić ładniej, w ładnym zeszycie, jakoś ozdobić itd.

Tak dziwnie się czuję.
Nie mogę ogarnąć siebie, swoich myśli, swoich uczuć.
Boję się powiedzieć coś głośno, boję się coś zrobić.
Boję się powiedzieć komukolwiek o tym, co czuję, co mnie trapi.
Jest źle.
Wszystko podsuwa dziwne myśli. Nie potrafię nad tym zapanować.
Czuję, że robię coś na siłę...

Czuję się tak, jakby pogoda zza okna przesiąknęła mnie na wskroś...

sobota, 25 września 2010

Alboco?

Do doopy się czuję.
Kompletnie nie wiem, dlaczego.
 Przecież wszystko było ok, nie zrobiłam nic ani bardzo złego, ani bardzo głupiego.
A jednak czuję, że coś poszło nie tak...
Nie umiem sobie tego uczucia wytłumaczyć.
Gniecie mnie od kilku godzin i sama nie wiem, gdzie się z nim podziać lub co z tym zrobić.
Kurczę, no...

piątek, 17 września 2010

Wprowadziłam się! :)

Ja dziś tak krótko:

Wprowadziłam się do nowego mieszkania! :)
Muszę jeszcze ułożyć moje ciuszki i poczekać na przyjazd mojego naprawionego (wreszcie...) komputerka i wszystko będzie gotowe! :)
Potem jeszcze tylko włączę odrobinę mojej ułańskiej fantazji, by pokoik nabrał charakteru i kolorów - będzie pięknie! :)

I liczę na to, że diabeł nie jest taki straszny, jak go malują...

poniedziałek, 13 września 2010

I żeby stało się już!

Czekam, czekam, czekam...!
I doczekać się nie mogę! :)

Wczoraj dostałam telefon od właściciela mojego nowego mieszkania, że zawiózł Adze nr 2 (będę mieszkać z dwoma Agnieszkami R. ;)) klucze i że mogę je sobie odebrać. 
Oraz że okropnie przebrzydłe szafki kuchenne, które chwilowo zimowały u mnie w pokoju, ewakuowały się na śmietnik i przyjechały nowe, które obiecałam założyć z Tatą.
Czyli - mogę poprzestawiać meble wg mojego widzimisię i pozawozić rzeczy!
HURRA!! :)
Niestety, kluczy nie odebrałam wczoraj i bardzo tego żałuję, bo dziś odbiorę je dopiero po 17...
A mieliśmy z Tatą jechać tam za godzinę i zawiesić/zainstalować te szafki...
Będą musiały poczekać do środy.

Poza tym wczoraj do pokoju obok w starym mieszkaniu wprowadziły się dwie dziewczyny, które, docelowo, będą mieszkać "każda ze swoim chłopakiem w swoim pokoju". :)
Cała czwórka to znajomi mojego Kuby i w związku z ich wprowadzką wczoraj dostawałam porządkowego kociokwiku.
Wysprzątałam (prawie) całe mieszkanie, które dawno tak dobrze nie wyglądało ;)
Pod tym względem lubię sprzątać - gdy widać efekt cieszący oko - wtedy czuję się naprawdę dobrze i czuję ogromną satysfakcję! :)
Z drugiej strony - nienawidzę sprzątać, bo jest to neverending story i najlepiej kończąc - zaczynać wszystko od nowa, bo zawsze znajdzie się coś, co zostało pominięte...

Ale - zostało zrobione. Teraz, przez jakiś czas, nie będę musiała o tym myśleć - aż do czasu ostatecznej przeprowadzki.
Co mi zostało? Poza egzaminami (ekhm) - spakować się! Jest to dla mnie wielkie wyzwanie i nie jestem pewna, czy wyjdę stąd z tarczą, czy na tarczy ;)
Jednak 3 lata mieszkania w jednym miejscu, przy moim zamiłowaniu do chomikowania i "mienia" wszystkiego przy sobie - przeprowadzka to jeden wielki koszmar.
Próbuję wywieźć do domu lub powyrzucać zbędne rzeczy, ale nic nie wydaje mi się zbędne i ze wszystkim żal mi się rozstać. Nigdy nie sądziłam, że będę tak sentymentalna!
No, ale mus, to mus!
Obiecałam stworzyć sobie przytulne gniazdko i tej myśli będę się trzymać! :)

czwartek, 9 września 2010

Falling, Yes, I am falling...






Z każdym dniem i każdą chwilą zakochuję się coraz bardziej.
Tylko... nie wiem, czy można bardziej! :)

Dziś usłyszałam kolejne miłe słowa.
Powiedziane może zbyt szybko, ale jakże miłe!
Po tym, co dostawałam każdego dnia przez poprzednie lata - to miła odmiana.
Właściwie to tego szukałam.
Nawet jeśli to tylko sen na jawie - to jest to najpiękniejszy sen.
I niech trwa.

Kocham...

wtorek, 7 września 2010

Kończy się bardzo trudne 1,5 miesiąca. Nareszcie!

Już chyba wszyscy wiedzą, że moje życie się zmieniło.
I że nadal będzie się zmieniać ( (chciałabym się przeprowadzić jak najszybciej).
Nie będę liczyć dni, wyznaczać dat i sztywnych terminów, co i kiedy się stało.
To nie ma najmniejszego sensu, bo zmiany zachodziły etapami, które jeszcze trwają, zaczynają się nowe i trwać będą.
Próbując to usystematyzować (nie wiem, po co, ale ja tak mam...), to szło to mniej więcej jakoś tak:
1. było źle, ale nikt się tym specjalnie nie przejmował i nie zwracał na to uwagi;
2. wizyta pewnej niepozornej osóbki (w połączeniu z wieczorami spędzanymi w samotności) spowodowała, że dotarło do mnie - coś jest, kurczę, nie tak, a tak jak jest - nie podoba mi się;
3. dotarło do mnie - ja naprawdę nie chcę żyć tak, jak do tej pory, a na zmianę naprawdę nie ma co liczyć;
4. moja angina jeszcze bardziej uwypukliła bezsens sytuacji i umocniła mnie w myśli "ja tak nie chcę!";
5. choroba przeszkodziła w pewnym zaplanowanym spotkaniu - zaowocowało to złapaniem kontaktu via SMS, a kontakt ten spowodował, że:
6. niewinny spacer zmienił się w nieoficjalną, spontaniczną randkę;
7. nieoficjalna randka doprowadziła do emocjonującego spotkania, które przyspieszyło podjęcie przeze mnie ostatecznej decyzji i dodało mi odwagi do wykonania bardzo ważnego kroku;
8. krok został dokonany - długim spacerem i próbą wytłumaczenia, dlaczego tak, a nie inaczej, zakończyłam oficjalnie prawie 5-letni etap mojego życia;
9. prośby, groźby, błagania, płacz i szantaże - zaczęły się około tydzień później i trwały kolejny tydzień;
10. po wstępnym krytykowaniu wszystkich moich decyzji, działań, mojego zachowania i osób, którymi się otaczam, nastąpiła cisza, wstępne zrozumienie sytuacji, wycofanie się, próba zaakceptowania takiego stanu rzeczy;
11. a ja? a ja robię swoje - coraz głębiej idę w kierunku, który wybrałam...

Nie wiem, dokąd mnie ta droga zaprowadzi.
To nie ma w tej chwili najmniejszego znaczenia.
Idę przed siebie i tego zamierzam się trzymać.
To było bardzo trudne 1,5 miesiąca. Wyczerpało mnie fizycznie i psychicznie.
Czuję, że teraz wszystko się normuje, uspokaja i prostuje.
Były takie dni, kiedy miałam tego wszystkiego dosyć, chciałam rzucić wszystko i wszystkich do kąta i mieć to wszystko po prostu gdzieś.

Ale nie żałuję!

sobota, 4 września 2010

Moje 10 'to lubię' :)

Karolka zaprosiła mnie do zabawy w "lubię".
Bardzo chętnie się przyłączę! :)

Lubię:
1. Czekoladę! Pod każdą postacią! I właściwie każdy jej rodzaj. :)
2. Dni, kiedy nie muszę się niczym martwić i mogę robić to, co najbardziej lubię.
3. Grzebać w koralikach i robić biżu. Wychodzi mi to czasem lepiej, czasem gorzej, ale odpręża mnie to. :)
4. Spacerować! Byleby mieć z kim! :)
5. Słuchać mojej ulubionej muzyki, tzw. smętów, które dodają mi sił i optymizmu.
6. Gdy ktoś mi robi zdjęcia :) Nie jestem fotogeniczna, ale uwielbiam mieć sterty swoich zdjęć ;)
7. Swoją samotność. Gdy mogę się zamknąć przed światem, założyć słuchawki i udawać, że mnie nie ma :)
8. Kontakt z ludźmi. Nie jestem imprezowa, klubowa, pubowa itd., ale lubię spędzać czas z ludźmi, których kocham! <3
9. Słuchać innych - tego, co mają do opowiedzenia, przekazania...
10. Wracać do domu, tego prawdziwego, rodzinnego domu w Żerkowie.

Pewnie pominęłam wiele rzeczy, które zazwyczaj przyszłyby mi do głowy, ale - w tej chwili to jest moje TOP10 :)

piątek, 3 września 2010

(bardzo) Krótkie Mazury

 Wczoraj wieczorem wróciłam z Mazur. Powodem wyjazdu był pogrzeb Cioci, której bardzo dawno nie widzieliśmy i strasznie wszyscy żałujemy, iż dopiero jej śmierć spowodowała, że wsiedliśmy w samochód i udaliśmy się w 400km podróż.
Jednak ta sytuacja spowodowała, iż zjechała się cała rodzina. Części z tych ludzi nie poznałabym mijając na ulicy, części nie widziałam ponad 10lat! Wszyscy strasznie się cieszyli z naszego przyjazdu i każda rodzina chciała nas gościć u siebie, nakarmić, przenocować i ogólnie nie pozwalać wracać do domu! :)
Wszyscy długo wspominali Ciocię, opowiadali o niej, wspominali historię rodziny.
Było wiele rozmów, uścisków i, mimo wszystko, radości.
Chciałabym niedługo znów wszystkich zobaczyć - w przyjemniejszych okolicznościach.
~.~

wtorek, 31 sierpnia 2010

BlogDay 2010 :)


Dziś BlogDay!
Dlaczego akurat dziś?
Wystarczy spojrzeć na datę: 3108 - wygląda prawie (tak, wiem, prawie stanowi wielką różnicę!) jak słowo Blog, czyli dzisiejszy dzień jest wprost idealny! :)

Nie wiem, jak długo prowadzę blogi. Było ich wiele.
Dwa miałam na stronie www.filipinka.pl (od kilku lat nie istnieje ani gazeta, ani strona...),
na mylog.pl i photoblog.pl zaliczyłam krótkie epizody.
Był też blog, który pomagał mi ogarnąc emocje i myśli związane z "chłopakiem na odległość". Zlikwidowałam go zaraz po rozstaniu, więc nie ma o czym mówić.
Pierwszego bloga na blog.pl zlikwidowano. Istnieją (o dziwo) jeszcze dwa blogi: http://w-sieci-pajeczej-zycia.blog.pl/ i http://pioro-aniola.blog.pl/ , których regularne prowadzenie porzuciłam już dawno, dawno temu. Te dwa blogi są o tyle ważne, że sama napisałam cały ich skrypt w html'u. :) Teraz, gdy minęło już tak wiele czasu, nie istnieją już serwery udostępniające grafikę i wszystko poszło bardzo do przodu - widzę, iż wszystko wymagałoby poprawek, ale nie widzę sensu, by się tym zająć.
Jest jeszcze blog, który miał być opisem mojego życia w wielkim mieście, ale napisałam tam tylko kilka notek, które nawet nie wpisały się w tematykę.
I jest jeszcze ten blog. Założyłam go, by mieć łatwiejszy dostęp do wpisów dziewczyn, które piszą na blospocie. A zaczęło się od jednego z szafiarskich blogów, na który trafiłam w jakiś cudowny sposób :) I, mam nadzieję, tu już zostanę.

A teraz - wróćmy do sedna dzisiejszego dnia!
Poniższe blogi są w moim subiektywnym odczuciu najlepsze w danej kategorii, choć, przyznam szczerze, wymieniłabym tu najchętniej duuużo więcej blogów.
Zaczynamy:

1. Blog z kategorii handmade:

Anielina - no cóż, może to przez to, iż wygrałam u Anieliny candy, a może po prostu przez to, że aniołki, które tworzy są przecudnej urody? :)

2. Blog "domowy"

Imoen - o urządzeniu przytulnego mieszkania, o pyszniewyglądającym gotowaniu, pełen ciepła, miłości i tego, co zachęca do powrotów do domu :)

3. Blog psychologiczny

Integralny - "blog psychologiczny dający do myślenia", poruszający kwestie związku, relacji w rodzinie, naszego samopoczucia i wielu, wielu innych.

4. Blogi szafiarskie

Tu postanowiłam przemycić dwa blogi, ze względu na to, iż nie umiem podając jednoznacznej decyzji - który opisać?

riennahera - autorka ukrywa się w Glasgow, stamtąd przesyła zdjęcia z sobą i tamtejszą surową naturą w roli głównej. Przyjemnie ogląda się bardzo ciekawe stylizacje w tej oryginalnej scenerii.

aifowy - prześliczna dziewczyna ubierająca się z niezwykłym smakiem w sposób, który zachęca do kopiowania! Dzięki niej zawitały u mnie przecudne buty z Zary :)

5. Blog biżuteryjny

Moja wielka miłość - biżuteria ręcznie robiona!

Kica Bijoux - Autorka jest dla mnie niedoścignionym wzorem, tworzy cudeńka z drutu i koralików. Może kiedyś zdobędę się na odwagę i spróbuję...? :)

~~.~~

I jeszcze został jeden blog, poza kategorią, którego Autor od pewnego czasu jest mi bardzo bliski...


Dziękuję bardzo za uwagę, oby do zobaczenia za rok!! :)

piątek, 27 sierpnia 2010

Nowy sezon na Wasze Candy!! :)

Kończą się wakacje, blogowiczki wracają z wakacji i... organizują Candy!
Candy wyglądają soczyście i smakowicie, dlatego nie mogę odmówić sobie wzięcia udziału w poniższych:

1. Humorzasta & Magdowo.pl:
do 5. września
2. Drewniana Szpulka
do 14. września
3. Cubasi
do 15. września4. Mglisty Sen
do 30. września

Bardzo mocno trzymam za siebie kciuki ;)

wtorek, 24 sierpnia 2010

Dziś mi się chciało, mimo iż wtorek :)

Długo zbierałam się dziś do wyjścia.
Miałam obskoczyć bibliotekę, dziekanat i wstąpić o mojej pani promotor.
Jednak dziś wtorek... A w ten dzień dziekanat jest niedostępny.
W związku z tym pojechałam tylko na Wildę, do biblioteki - zapłacić karę
za przetrzymywane książki i przedłużyć ważność konta bibliotecznego.

Ze względu na to, że od piątku mam wakacje (praktyki udało się zakończyć :)) i dysponuję sporą ilością wolnego czasu - wykorzystałam go na spokojne ubranie się, wyszykowanie i... udało się nawet cyknąć parę fotek.
Nie najlepszej jakości i ogólnie rzecz biorąc wyglądają po prostu źle, lecz niestety nie mam ani statywu, ani nikogo pod ręką...


To zdjęcie zostało przeze mnie ciut nasycone kolorami ze względu na to, że wyszło przejaskrawione i wyglądało bezsensownie:

Bluzka: Stradivarius
Kamizelka: Avanti
Spodenki: C&A
Trampki: Neckermann

broszkę - różyczkę kupiłam w Muzeum Ziemii JUNA [KLIK po więcej informacji] w Szklarskiej Porębie za całe 5zł :)
Przy okazji zobaczyć można haft na kamizelce.

Widok od przodu:


Widok od góry:

niedziela, 22 sierpnia 2010

Happiness is easy :)

Nagle wszystko zrobiło się proste.
Zrobiło się piękne.

Uśmiecham się szeroko do świata.
Wierzę i wiem, że wszystko będzie dobrze!!

Wystarczył jeden dzień, właściwie - kilka godzin.

Dziękuję.

wtorek, 17 sierpnia 2010

Takie dziwne to wszystko jest

Pogubiłam się...
Miało być łatwiej, piękniej, lepiej...
Miałam czuć swobodę, wolność, szczęście...

Przez to wszystko czuję się tylko zagubiona, ciężka i samotna.
Coraz bardziej.
Nie mam z kim porozmawiać.
Nikomu nie chce się mnie słuchać.
A ja chciałabym mówić, mówić, mówić...
Mówię nieodpowiednim osobom, które z tego robią sobie plotkowisko i pośmiewisko...

Mam kupę wątpliwości.
Ale niedotyczących moich uczuć.
Ja jestem siebie pewna.
Nie jestem pewna innych - ich reakcji, zachowań, uczuć.
Nie lubię tak...
Ciężko zaczynać od początku po tylu latach względnej stabilizacji.
Chciałam iść do przodu - z kimś lub sama,
chciałam coś zmienić,
bardzo chciałam bardzo zmienić.

Czuję, że mi nie wyszło.

Nie mogę postawić Go przed sobą i żądać odpowiedzi na wszystkie moje pytania...

wtorek, 3 sierpnia 2010

Dużo się w moim życiu zmieniło

...w bardzo krótkim czasie...

Nie spodziewałam się, nie sądziłam.
Właściwie najbliższym słowem jest szok...

Podjęłam decyzję, która zmieniła bardzo, bardzo, naprawdę bardzo wiele.
Przemeblowałam wszystko, choć remont się jeszcze nie skończył.

Rozstałam się z Piotrkiem.
Poznałam Kogoś nowego.
Zaplanowałam przeprowadzkę i już mam dla siebie nowe lokum.

W tej chwili czuję się wolna.
Cała, od środka.
Szłam dziś ulica i uśmiechałam się pod nosem. Tak sama do siebie.
Może dzięki temu ktoś tez się uśmiechnął? :)

Nie wiem, jak to będzie dalej, jak to się ułoży, co dalej będzie się działo.
W chwili obecnej jestem szczęśliwa... :)


Ta piosenka sprawiła wczoraj, że uwierzyłam, iż moja decyzja była słuszna.
Czuję się silna i mam nadzieję, że nikt nie będzie próbował tego zmienić.

Jarosław Jar Chojnacki
~ Nie wracajmy jeszcze na ziemię ~
W głębinach źrenic w skwar południa
Niosę pamięci żar za majem
Który gwiazdami park wyludniał
I tylko dla nas grał nam grajek


I tylko dla nas bo dla kogo
Szumiały wierzby jak nam w głowie
Szumiała miłość serca błogość
Co z dobrym losem była w zmowie


I tylko dla nas bo dla kogo
Rozświetlał księżyc wiarę senną
Rozsądek kusząc mleczną drogą
Wiedząc ze chcesz ją przebyć ze mną


Nie wracajmy jeszcze na ziemię
W brokacie gwiazd nam do twarzy
Pobujajmy jeszcze w obłokach
W obłokach najlepiej się marzy

wtorek, 18 maja 2010

I get nervous

Nie mogę w nocy spać. Rzucam się po łóżku do trzeciej, czwartej nad ranem...
Próbuję wcześnie wstać, by szybciej być zmęczoną, ale nie słyszę budzika/wyłączam go przez sen i śpię dalej...
To chyba wyrzuty sumienia...
Dlaczego?
Bo robię za mało, zapominam o tym, co zrobić powinnam, nie pilnuję bieżących, najważniejszych spraw.
Znów nawalam. :/

Aplikowałam na staż. Gdyby udało mi się gdzieś dostać, to całe wakacje spędzę w jakimś laboratorium, czy czymś tego typu. Chciałabym, chciała... Byłoby w końcu coś nowego. Może udałoby mi się wykazać?
Łatwiej mi myśleć o tym stażu lub czymkolwiek innym, co będzie lub może być kiedyś tam, niż o tym, co muszę zrobić teraz.
Tymczasem masa zaległości się robi, już się gubię...

Chyba włączę sobie jakąś spokojną muzykę i wrócę do robienia projektu...

sobota, 15 maja 2010

"Dziwny jest ten świat..."

Cały wczorajszy dzień we mnie siedzi. Cały. A właściwie nie - jego część...
Ale po kolei.

Odprowadzałam wczoraj Piotrka na dworzec. Stanęliśmy przy jednej z kas i Piotrek wyciągnął portfel, by dać mi jakieś drobne. Miałam mu kupić bułę na drogę (znowu nie jadł śniadania). Podszedł do nas starszy pan o kulach i poprosił mnie o jakiś pieniążek na jedzenie. Akurat miałam w ręce kilka złotych. Dałam mu 1,5zł. Podziękował i odszedł. Pomyślałam, że nie zbiera na wódkę, że faktycznie kupi sobie coś do jedzenia, o co na dworcu nie trudno. Jest tam nawet świetny sklep z kilkunastoma rodzajami chleba, bułek i drożdżówek.

Podejrzewam, że ten pan już zostałby przeze mnie zapomniany, gdyby nie...

W drodze powrotnej z dworca wstąpiłam do Starego Browaru. Weszłam do Piotra i Pawła, by kupić coś na "obiad". W koszyku miałam już czekoladę, wafle ryżowe w czekoladzie, dwa serki wiejskie grani, deSerek czekoladowy. Podeszłam do lodówek, by pomyśleć nad jogurtem.
I w tym momencie podeszła do mnie niska, starsza pani. Miała podkrążone, zaczerwienione od łez oczy i chodziła o kuli. Łamiącym się głosem poprosiła o jakieś pieniążki na jedzenie, bo wyszła dopiero co ze szpitala i nawet obrączkę jej wzięli - pokazała mi dłoń. Nie wiedziałam, co powiedzieć, co zrobić. W portfelu miałam 30zł. Co miałam zrobić? Pomyślałam, że skoro już jesteśmy w sklepie, to zrobimy małe zakupy. (Głupio mi się zrobiło, jak pomyślałam, co mam w koszyku i na co chcę wydać pieniądze.) Zaproponowałam jej jeden z serków grani i kupienie chleba. Zgodziła się. Podeszłyśmy do kasy. Tam wymyśliłam jeszcze pomidora i ogórka, ale za ogórka podziękowała, bo byłoby jej za ciężko. Najpierw skasowałyśmy jej zakupy (płaciłam kartą, żeby nie było...), kosztowały niecałe 7zł. Nie wiedziałam, co z nią zrobić. Stała taka sierotka... Poczułam się jak w jakiejś pułapce. Ona nie wiedziała, czy może przejść za kasę i spakować swoje rzeczy, ja przez to nie mogłam się ruszyć. Na dobrą sprawę w każdej chwili mogłam jej powiedzieć, że ma się ***. Udało mi się ją "przesunąć", spakowałam jej rzeczy do siatki i dałam jej ją do ręki. Podziękowała i odeszła... Ja byłam tak zdenerwowana, że o mało wyrwałabym kasjerce z ręki kartę, której kilka sekund prędzej nie kazałam jej oddawać, bo i tak za moje rzeczy płaciłam kartą. Byłam tak spanikowana, że nie mogłam się spakować. Idąc do wyjścia minęłam tę panią. Bałam się spojrzeć. Pomyślałam, że co, jeśli zobaczę coś, co ukaże, że kobieta kłamała? na szczęście próbowała tylko upchnąć zakupy do swojej małej torebki, by łatwiej było je nieść.
Do domu prawie biegłam (na szczęście mam blisko). Uspokoiłam się dopiero, gdy skręciłam z Półwiejskiej w Kwiatową (ok. 200m od wyjścia z Browaru), zwolniłam krok, przystanęłam. Choć pierwsza fala paniki, strachu(?) i całej reszty minęła, to i tak chciałam jak najszybciej być u siebie, usiąść, zakamuflować się, odizolować... Byłam tak zdenerwowana, że cała się trzęsłam. Chyba z nerwów chciałam zniszczyć (zjeść) wszystko, co kupiłam. Ale nawet podczas jedzenia, byłam tak spanikowana, że ciągle się trzęsłam i z całej siły ugryzłam się w język...

Nie wiem, co to wszystko było... Przez cały wieczór myślałam o tej kobiecie.
Gdzie jest? Czy ma dach nad głową? Czy nie moknie (padało)? Czy nie potrzebuje pomocy? Czy nie miała jakichś problemów przez to, co jej kupiłam? Czy zjadła? Czy jej nie zaszkodziło?
Przypomniał mi się mój "trzeci dziadek", gdy był chory, i kobieta, którą spotkaliśmy 1,5 roku temu w Sylwestra. Płakała, bo dowiedziała się, że ma raka, mąż ją opuścił i nie ma dokąd iść. Podpowiedziałam, że ma iść do sióstr zakonnych, które mają swój budynek przy pl. św. Rocha.

Ten świat jest taki dziwny...


środa, 5 maja 2010

Jak ten czas szybko leci...

Aż nie mogę uwierzyć, że to już maj...
Czas leci przed siebie, jak szalony.
Wiele spraw jeszcze nie załatwiłam, naprawdę wiele jeszcze przede mną.

Najgorsze jest to, że miałam w planach zmiany.
Zmiany mieszkaniowe.
Niby nic, ale okazuje się, że nienawidzę zmian!
Boję się ich i unikam, jak ognia.
Na końcu czerwca miałam się wyprowadzać. Plan wyprowadzki został przesunięty na koniec sierpnia. I wiele to pokrzyżowało.
Teraz znów trwam w marzeniu o tym, jak w takim razie miałoby wyglądać "moje idealne miejsce". Najbardziej boli to, że nie mogę sobie na takie pozwolić finansowo :( .
Idiotyczne są te moje problemy egzystencjalne, ale co poradzić?
Na szczęście jest Ktoś, komu chce się mnie słuchać... :)
(Albo robi to z musu? ;) )

poniedziałek, 29 marca 2010

I haven't choice :)

Chciałam wiele zmienić jedną decyzją.
Jedną decyzją chciałam przewrócić cały mój świat.
Przemieliłam tę decyzję ze sobą samą i wszystkimi osobami, które mogłyby mieć swoje zdanie na ten temat.
Ci, od których w pewnym stopniu ta decyzja zależała bardziej nawet niż ode mnie, zgadzali się ze mną, popierali mnie. Mieli swoje małe podpowiedzi, widząc, że tak będzie najlepiej.

Jednak pani w dziekanacie miała swoje zdanie. :)
Nie pozwoliła mi powtarzać roku, kazała walczyć i zaciągnęła do profesora, u którego brak zaliczenia spowodował podjęcie przeze mnie decyzji.

Chciałabym tylko teraz wiedzieć, czy to właściwie dobrze, czy źle?

czwartek, 18 marca 2010

Mój Skarb :)

Często zdarza mi się zapominać, jakie Szczęście spotkało mnie prawie 4,5 roku temu i ile zbiegów okoliczności temu towarzyszyło... :)

Czasem zapominam, ile to Szczęście daje mi radości...
Jest tak strasznie wyrozumiały dla moich humorów, zmiennych nastrojów, foszków i lenistwa,
zawsze mnie rozbawia i walczy o najmniejszy uśmiech,
zrozumie każdą moją słabość,
potrafi
zahamować złość,
ogarnąć mnie i chaos, który panuje wokół mnie,
pomaga mi na wszelkie możliwe sposoby, czasem wyręcza mnie w tym, w czym nie powinien,
daje się naciągnąć na noszenie mojej torebki, gdy mi ciężko, pozmywanie naczyń i ugotowanie obiadu, gdy ja tak kompletnie nie mam siły,
pozwala się wygonić (by jechał do siebie), gdy padam na nosek,
kocha mnie mimo tylu moich potknięć i niepowodzeń,
mimo że czasem jestem dla niego wredna, że ma mnie dość, że znowu się zezłościłam...
Ma swoje wady, jak każdy.

Ale naprawdę nie wiem,
co ja bym bez niego zrobiła,
gdzie ja bym się biedniuteńka podziała
i gdzie byłabym w tym momencie?

Jak wyrazić miłość, by ogarnęła to wszystko, co do Niego czuję?

poniedziałek, 8 marca 2010

Na początek kolejnego tygodnia, w oczekiwaniu na wiosnę

"Optymista, to taki człowiek, który znalazłszy się po uszy w gównie nie upada na duchu, tylko wesoło i zadziornie bulgocze"

Nie jestem optymistką (ten cytat po prostu strasznie mi się podoba). Jestem raczej nadziejomanką i osobą wierzącą w to, "że będzie dobrze, bo musi!"

Siedzę właśnie w notatkach i w ten sposób podejmuję walkę, by było dobrze, bo musi...
Oczywiście uwierzyć nie mogę, że od prawie 30 minut jest już poniedziałek i że nie zrobiłam wielu rzeczy, które chciałam. :)
Mimo wszystko chciałabym, by dzisiejszy poniedziałek okazał się dobrym dniem.
Może tak - oby Dzień Kobiet był dla nas wszystkich Dobrym Dniem! :)

Czego sobie i Wam wszystkim życzę!

piątek, 5 marca 2010

Kilka słów na początek weekendu

[Hm, już podczas pisania tytułu uciekło mi kilka liter - czy notka da radę powstać? ;)]

Właśnie skończył się pierwszy tydzień nowego semestru.
Ciężki tydzień.

Patrząc na tych kilka ostatnich dni zaczynam się zastanawiać nad tym, co powiedziała mi ostatnio Mama:
"jak zaczynałaś studia, nikt nie pomyślał, by poszukać czegoś innego, mogłabyś zostać np. krytykiem filmowym...?"

Faktycznie nikt o tym nie pomyślał.
Wiedziałam, że zarówno rodzice, jak i ja, nie chcą, bym została np. polonistką, filozofem lub kimkolwiek tego typu. Nie uważam, że ktoś taki jest byle kim, ale to po prostu w 1oo% nie dla mnie. Jednak widzę, że brak we mnie pasji i zatracenia w tym, co robię. Czyli to jednak nie to, co powinnam robić. Przynajmniej wg mnie to są objawy złego wyboru. Nie jestem kimś, komu idzie najgorzej pod słońcem. Jakoś to wszystko ciągnę. Jakoś. Nie jestem zadowolona z własnych wyników. Jest mi wstyd, gdy znowu coś mi nie wychodzi, gdy kolejny egzamin oblałam i muszę go poprawiać, gdy mam jakieś zaległości, które zaliczam na gwałtu rety...
Jestem perfekcjonistką na tyle, że wadzą mi moje niepowodzenia, a raczej brak sukcesów (właściwie - widzę tylko niepowodzenia, jakoś brak mi sił na 'oblewanie' sukcesów...). Z drugiej jednak strony - jestem leniwa i za dobrze pamiętam czasy, gdy wszystko przychodziło mi łatwo, bez wysiłku. A każde kolejne niepowodzenie demotywuje mnie coraz bardziej...

Pomijając wewnętrzną demotywację mam kilka planów na weekend i bardzo bym chciała, by choć jeden został wykonany w 1oo%...

poniedziałek, 1 marca 2010

Jak ten czas szybko leci!!

Niby nic się nie dzieje, a jednak :)

Zaczął się nowy semestr,
dokończyć jeszcze muszę poprzedni!

Mam w głowie masę pomysłów niezwiązanych z uczelnią, a na te najbardziej brak czasu... :(

Miałam porobić fotki: bransoletce, Anielinie, która ostatnio do mnie przyfrunęła od Anieliny :) i dokończyć jeszcze kilka mniejszych projektów...

Ach, gdyby dzień można tak było rozciągać... :)

Może w weekend się uda?

poniedziałek, 22 lutego 2010

Apetyt rośnie w miare jedzenia :)

Tak to już ze mną jest, że jak raz mi się coś udało, to wierze, że i następnym się uda. ;)
W związku z tym biorę udział w kolejnych Candy:

Losowanie: 16. marca

U kasiorkaa:
Zapisy: do 28. lutego

U
Losowanie: 28. lutego

Może i tym razem mi się poszczęści? :)