wtorek, 24 stycznia 2012

Bez Niej dom już domem nie będzie...

5. grudnia '97 przyniosłam Cię na rękach do domu. Miałaś mieć na imię Tekla, zostałaś Tusią (od Martusi). Dostałaś swoją podusię, gumową kość do gryzienia. Spałaś zawsze ze mną na łóżku - na początku obok mojej poduszki, zimą pod kołdrą, a gdy było ciepło - w nogach łóżka. Jak się chciałaś schować, uciekałaś pod stoliczek, a potem pod łóżko. Wjechałaś z nami wyciągiem na Śnieżkę(!), towarzyszyłaś nam we wszystkich górskich i nadmorskich spacerach (nie licząc tych wszystkich spacerów po Żerkowie) i radziłaś sobie świetnie. Mijający nas ludzi śmiali się, jaki z Ciebie sprawny, mały psiak. Dwa razy przegryzłaś kabel od lampek choinkowych, bo świeciły na Ciebie, gdy chciałaś spać, pogryzłaś termometr rtęciowy, kilkanaście sztuk bielizny. Miałaś szyte ucho i podcinane pazurki (ugryzłaś wtedy weterynarza ze złości!). Bałaś się obcych, dużych psów, które szczekają za bramą. Uwielbiałaś gości! Wszyscy moi znajomi śmiali się, że przychodzą do Ciebie (ktoś chciał mi Cię ukraść! :)). Nie lubiłaś kąpieli i mruczałaś z niezadowolenia, gdy woda była za zimna. Gdy o 23 jeszcze nie spałam, przychodziłaś do mnie i pokazywałaś, że pora iść spać. A gdy w środku nocy jeszcze nie spałam, to wyciągałaś mnie siłą na dwór, bo Tobie się chce. Skakałaś po mnie rano, gdy wiedziałaś, że mam wstać, a jeszcze leżę, nigdy nie pozwalałaś wylegiwać się za długo :) Wiedziałaś, jak to jest, gdy włącza się wieża, zaczyna lekko szumieć i za chwilę zacznie grać. Znaczyło to, że się obudzę, wstanę i wypuszczę Cię na dwór. Zaczynałaś szaleć po pokoju i raz obudziłaś mnie samym bieganiem, gdy wieża nie załączyła płytki i nic nie zaczęło grać. Nie zaspałam wtedy do szkoły. Tęskniłaś, gdy wyjechałam na studia. Przez ponad rok prawie nie wychodziłaś z pokoju. Pchałaś się do drzwi, by mnie przywitać i nie dawałaś mi przejść, póki Cię nie pogłaskałam. Nienawidziłaś, gdy robiłam Ci zdjęcia - odwracałaś głowę, gdy tylko zobaczyłaś aparat bądź telefon skierowany w swoją stronę.
Przez prawie 14 lat byłaś zupełnie zdrowa, sprawna i pełna sił. Trochę pogorszył Ci się słuch, ale nadal miałaś w sobie multum energii.

Wczoraj odeszłaś. Moje serce pękło na milion kawałków.
Przyjaźniłyśmy się 14 lat, 1 miesiąc i 17 dni.
Bez Ciebie dom już nie będzie taki sam.
A na całym cholernym dysku mam tylko to jedno Twoje zdjęcie...

3 komentarze: